To było tydzień, może dwa po tym,
jak przynieśliśmy Figielka do naszego domu.
Zaprosiliśmy na obiad gości.
Pierwsze dni września były bardzo ciepłe -
w powietrzu fruwały motyle, rozmaite owady
a wśród nich osy. Jedna wleciała do mieszkania.
Skoczyłam do okna, by ją wypędzić,
ale figlarny malec uprzedził mnie.
Ciekawość kotka skończyła się boleśnie.
Nastroszył futerko, wyciągnął pazurki, wydawał
pełne żalu i smutku dźwięki.
Nauczkę ma do dziś, bo od os trzyma się zawsze z daleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz