Z niechęcią i złością nawet obserwowałam przez
okno śnieżną zadymkę. Świat stawał coraz bardziej
biały i w krótkim czasie całe otoczenie zostało pokryte
puchatą kołderką. Byłam niepocieszona, wszak wiosna
zdążyła już zachęcić nas do słoneczka, suchych dróg
i chodników oraz ciepłego powietrza.
Figiel zupełnie się tym nie przejmował. Z entuzjazmem
obserwował wirujące w powietrzu płatki śniegu.
Gdy zmęczył się, poszukał wygodnego miejsca, owinął się
firanką i po chwili zasnął spokojnym, kocim snem :)
My natomiast wybraliśmy się na przechadzkę. Spacerując
wieczorem uliczkami miasta polubiłam ten niespodziewany
atak zimy. Leniwie padające, ogromne płatki śniegu lśniły na
chodnikach i srebrzyły się w świetle ulicznych latarni.
Czułam klimat wzruszającej bajki Andersena o małej, biednej
dziewczynce, która próbowała ogrzać rączki płomieniem
zapałek... Przypomniałam też sobie wiersz Leopolda Staffa,
tak bardzo pasujący do dzisiejszego, klimatycznego wieczoru.
Padają płatki śniegu,
Padają w sen na ziemię...
komuż to do noclegu
Do puchu sypią brzemię?
Padają płatki białe,
Padają całe roje,
Bezsilne i omdlałe
Jak ciche myśli moje.
Wiatr chwyta je i żenię,
I w oddal z nimi płynie
Po pustej nieskończenie
Zimowych pól równinie.
Czyli je niesie w biegu
W dal, kędy szczęście drzemie?
Padają płatki śniegu,
Padają w sen na ziemię...
Dobranoc :)